sobota, 20 października 2012

Doushite ?

Dlaczego? Dlaczego to się stało właśnie tobie? Widzę, jak biegniesz w moją stronę, uśmiechasz się, wiesz, że zaraz będzie po wszystkim,  dobiegniesz do mnie i będzie już dobrze, a ja dostrzegam za tobą coś, co zaraz pozbawi cię życia. Twój śmiech, jak najsrebrniejsze i najczystsze brzmienie cichutkich, malutkich dzwoneczków lekko kołyszących się w rytm naszego życia, przenika przez każdą komórkę mojego ciała. Biegnę w twoją stronę, robię co tylko mogę, zdążę? Widzę, jak wyciągasz dłonie, masz łzy szczęścia w oczach, ledwo co łapiesz oddech, a ja? Czuję, jak moje serce zaraz wyleci na przód widząc co się za tobą dzieje. Biegniesz, biegnę, wszystko się porusza, brnie przed siebie nie patrząc na nic, na nikogo... Nie brak niczego, wszystko jest na swoim miejscu. Pole bitwy cichnie, wszystko ustaje, następuje spokój, a jednak. Ten tyran, który ledwo dycha wyciąga ostatnią strzałę, z trudem napina łuk, nie widząc nic na zalane krwią oczy, wytęża wzrok.  Pokazuję ci rękami, uciekaj!  Nie mogę krzyczeć, nie usłyszysz mnie, mój głos jest taki cichy... Stracony na wojnie, zdarte struny głosowe nie zregenerowały się jeszcze. Śmiejesz się ze zwycięstwa, jesteś coraz bliżej. Panicznie macham dłońmi, ale ty niczego nie widzisz!

Twój uśmiech zanika, oczy stają się matowe, a palce wędrują na prawą pierś. Twoje tęczówki drgają, z niedowierzaniem patrząc na muśniętą krwią skórę. Pytasz ‘dlaczego’, widzę to jedynie po ruchach warg. Otwierasz szerzej usta, chcesz coś powiedzieć, nie słyszę cię. Podbiegam do ciebie, już jestem przy tobie. Łapię cię, abyś nie spadł, czuję twój ciepły ciężar w ramionach, twoje drganie, konwulsje. Kaszlesz, a  karmazynowa ciecz barwi moje ubranie. Z trudem otwierasz powieki walcząc przed zamknięciem. Wystraszony patrzysz na mnie z nadzieją, nie chcesz umierać, widzę to, ale co ja mogę zrobić? Łzy gromadzą mi się w oczach, krzyczę, abyś nie odchodził, wołam ciebie, a ty tylko uśmiechasz się. Tak szczerze i szeroko jak nigdy dotąd. Do samego końca, nie poddajesz się. Jesteś zupełnie wystraszony i z pewnością uciekłbyś gdzie tylko pieprz rośnie, ale nie możesz, dlatego dzielnie walczysz ze śmiercią, pokazujesz mi promienną klawiaturę białych zębów, to ma niby dodać otuchy?! Przecież widzę, jak cię tracę. Ostry grot tkwi w twoim mięśniu, czerwona posoka przelewa się strumykami po twojej klatce piersiowej, nie zniosę tego ! Kolejny raz mam być sam?! Czekałem na wojnie tylko na to?! Aż kiedy wreszcie wywalczyliśmy wolność, aby spotkać się, oddać temu co naprawdę czuliśmy, tego co pragnęliśmy, a tutaj co? Opuszczasz mnie? Zostawiasz...? Cholerna bitwa ! Nie wybaczę nikomu, ale zaraz ! Ty nie możesz odejść, o czym ja myślę, to niemożliwe !

Czuję twoją zimną dłoń na policzku, szepczesz coś, ale niestety nie mogę cię usłyszeć. Powoli stajesz się bezwładny, osuwasz się niżej, a opuszki palców muskając skórę zatracają się w cynobrowej  barwie, metalicznym smaku śmierci. Twoje powieki opadają, zasłaniając te głębokie, wielkie tunele. Krzyczę, niszczę swoje struny, które i tak nie powinny wydać już ani jednego dźwięku. Mój krzyk rozdziera najgłębsze warstwy duszy, kłębiąc się jak chmury na niebie. Z pewnością rozrywa małe istoty na kawałeczki, odsłania niebo, które zasłania słońce. Dlaczego? Dlaczego?! Byłeś taki ciepły...

Moje ręce zaczynają drżeć, usta niebezpiecznie zaciskają się co chwilę, łzy ustały na moment. Ponowny wrzask niczym najjaśniejsza błyskawica przeszywa cały las. Wszystko wokoło cichnie, jest taki spokój... Słychać tylko moje łkanie. Płacz malutkiego, nic nie znaczącego stworzenia. Człowiek... Taki kruchy, a jednak ma w sobie siłę aby walczyć. Walczyć, dla drugiej osoby, innego sposobu nie ma. Zaciskam palce na twoim materiale koszulki. Czuję pod sobą parujące ciało, które już nigdy nie będzie tak ciepłe jak kiedyś. Przypominam sobie naszą przeszłość, cierpię duszą i ciałem. Zostawiłem cię, to koniec. Nie mam prawa żyć... Ty do końca wierzyłeś, śmiałeś się, a ja co? Tylko patrzyłem nic nie robiąc ! Osuwam się, wyjąc jak żołnierz, któremu rozrywa się serce, w twój niegdyś gorący brzuch, pachnącą skórę. Wybacz mi, proszę, wybacz... Tak bardzo nie chcę być sam, nie zostawiaj mnie... Nie zostawiaj... 


naru.


4 komentarze:

  1. Ej, serio... nie mogę uwierzyć, że pisałaś to kilka lat temu : OOOO
    Albo dobra, wierzę.
    Bo talencisko masz *.*
    Jejaś... piękne to było no!
    Te wszystkie porównania, opisywanie uczuć... to jak sprawiasz, że mam wrażenie jakbym tam była z nimi i eh no, popłakałabym się gdyby nie, WIADOMO KTO. *_* no kurcze.
    Nawet nie chce sobie wyobrażać jak bardzo musiałaś być przybita, żeby napisać takiego shota T^T Wybacz, ale nie wiem co więcej napisać, bo tylko bym się powtarzała :c Już wiesz, że wielbię to jak piszesz i wgl. całą Ciebie. Naru ♥

    Kocham Cię ♥.
    [ Wreszcie normalne serduszko. ]

    dosia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami nie wiem, czy "liczy się jakość, nie ilość" ma głębsze dno... Bo gdy piszesz... piszecie dużo, czuję najdrobniejsze drgania, które opisujecie podczas spadania listka na ziemię... a teraz? Jestem wstrząśnięta, że tak wiele zmieściło się w małej objętości. Tak wiele... Wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, że ja zawsze pisze ci długie komentarze. Ale... nie. Powiem tylko tyle... Nienawidzę cię .__. I kocham. Cudo semiaczu, cudo <3. Ty wiesz, że ja wielbię twoją twórczość. I tyle starczy <3.

    OdpowiedzUsuń
  4. 31 yrs old Librarian Walther Josey, hailing from Levis enjoys watching movies like The End of the Tour and Orienteering. Took a trip to Wieliczka Salt Mine and drives a Sportvan G30. jej odpowiedz

    OdpowiedzUsuń